KARTKA Z KALENDARZA – TADEUSZ I WERONIKA WITCZAKOWIE
To był cud z nieba. Witczakowie z malutkimi dziećmi – Zenobią i Eugeniuszem – szykowali się na śmierć. Bladym świtem do ich domu w Brudnówku przyjechali Niemcy. Ze sobą mieli psa. W gospodarstwie Polaków od kilku lat ukrywał się Żyd zbiegły z wagonu śmierci. Tadeusz go strzygł i golił, Weronika zaś dbała o posiłki i pranie. Teraz wszystko miało się skończyć. Mężczyzna spał akurat w sianie obórki. „Pies ni chybił go znajdzie” – myślał zrezygnowany Tadeusz. Ale ni stąd, ni zowąd lunął potężny deszcz, jakby wiadrami ktoś lał z nieba. I pies tropu nie znalazł. Nazajutrz przyjechał do wsi żandarm. Pełen wściekłości, że nikogo nie udało schwytać, pobił Witczaków i odjechał. Żyd – prawdopodobnie wojskowy z Ukrainy, przetrwał do końca niemieckiej okupacji.