– Otwierać, policja! – rozległ się tubalny głos, po czym dało się słyszeć donośne stukanie, czy raczej walenie do drzwi. Roman Kociubowski zerwał się na równe nogi i pobiegł sprawdzić, co się dzieje. Była 3 nad ranem 9 lutego 1943 roku. Zabudowania Kociubowskich otaczali niemieccy żandarmi, a do domu Polaków we wsi Wrzosy dobijała się grupa ukraińskich policjantów. Po chwili przy mężu stanęła wystraszona Józefa. – Zrobisz nam jajecznicę – zażądał jeden z Ukraińców, zwracając się do Polki. – I nastaw patefon! – dorzucił inny. Pozostali tymczasem zabrali się za kopanie dołu za domem.

– Jajecznica gotowa – poinformowała po jakimś czasie pani Kociubowska. Ukraińcy zostawili łopaty i siedli do stołu. Gdy zjedli, obwieścili gospodarzom: „Aresztujemy was!”. Stanisław, syn Kociubowskich, nie wytrzymał napięcia i cisnął w jednego z nich popielniczką. Odpowiedź była natychmiastowa. Chłopak, trafiony kulą, osunął się na podłogę. – Dobra, to teraz reszta. Wyłazić przed dom – wrzasnął jeden z „gości”. Chwilę później było po wszystkim. Józefę i Romana Kociubowskich rozstrzelano i razem z ciałem Stanisława wrzucono do wykopanej dziury. Rewizja zabudowań zakończyła się grabieżą wszystkiego, co w oczach najeźdźców reprezentowało jakąkolwiek wartość. Następnie dom podpalono.

Żydów, którym Józefa od kilku miesięcy każdego wieczora zanosiła do lasu ciepłą zupę, chleb i mleko, nie znaleziono. Wśród nich byli uciekinierzy z getta – rodzina Herscha Steinkruka (ok. 30 l.), właściciela kina „Oaza” w Kowlu. W kwietniową noc 1942 r. razem z żoną Polą i 8-letnią córką Hersch przyszedł do Kociubowskich i poprosił ich o schronienie. W tamtym czasie Kociubowscy byli w trakcie budowy domu i sami mieszkali jeszcze w wagonie kolejowym. Roman pomyślał i zdecydował, że pod swoim warsztatem wykopie Żydom jamę. I tak też zrobił. Na wierzchu dla niepoznaki ułożył deski. Gdy jednak rewizje Niemów stały się częstsze, ok. 100 metrów od zabudowań, w lesie, Roman wykopał ukrywanym ziemiankę. Do niej przychodzili również inni uciekinierzy, m.in.: inżynier chemik Arluk z żoną Bebą z Kowla i 14-letnia dziewczynka ze wsi Koszary. Tam też każdego dnia zachodziła z jedzeniem Józefa. Po 9 lutego Żydzi, czując oddech Niemców na karku, udali się po pomoc do rodziny Kozerów. Ci przeprowadzili ich bocznymi drogami w bezpieczne miejsce. Sprzyjał im w tym tamtejszy gajowy Paweł.