– Ludzie, ludzie, to chyba koniec świata! 7 lipca 1943 roku: to chyba apokalipsa – lamentowały kobiety z Pawłosiowa. Oddziały niemieckich żandarmów i funkcjonariuszy gestapo tłumnie obległy wieś. Wszystkich mężczyzn spędzano do budynku miejscowej szkoły. Polowano na partyzantów. Rozpoczęły się nieprzyjemne przesłuchania. Szczęśliwcy – ci, którzy otrzymali karteczkę z literą A – mogli odejść do domu. Trzech mieszkańców dostało literę B – oczekiwało na przetransportowanie do obozu pracy w Pustkowie. Litery C jeszcze nie przydzielono.

– Sprawdźcie u Czerwonków. Przechowują u siebie troje żydowskich dzieci: dwóch chłopców i małą dziewczynkę – służalczym tonem odezwał się sąsiad wymienionych. Jakiś czas wcześniej pokłócił się z Franciszkiem Czerwonką i w ten sposób postanowił się zemścić. Na reakcję Niemców nie trzeba było czekać. Oprócz Franciszka i jego 18-letniego syna Stanisława sprowadzono jeszcze Julię, żonę Franciszka. Żydów, o których wspomniał sąsiad, Niemcy jednak nie odnaleźli. Nigdy. Były to dzieci siostrzeńca Julii, który ożenił się z żydowską dziewczyną.

Gestapowcy rozpoczęli przesłuchanie od Stanisława. Katowali go na oczach jego rodziców: wyrwali mu paznokcie, przetrącili nos, skopali do nieprzytomności. Wreszcie zastrzelili. Po nim przyszła kolej na 55-letnią Julię, a na końcu rozprawiono się z 56-letnim Franciszkiem. Ciała zamordowanej trójki zakopano na pastwisku za szkołą. Dziś stoi tam pomnik przypominający o tamtych wydarzeniach.