– Janeczko, jutro z rana pójdziemy tam, gdzie zawsze, dobrze? – zwrócił się do kilkuletniej dziewczynki jej ojciec – Jan Jantoń. Nazajutrz wczesnym rankiem jego żona, Bronisława, naszykowała zwyczajową wałówkę dla chroniących się w lesie Żydów. Latem 1942 roku, kiedy rodzina Fischów ukrywała się u nich w domu we wsi Wola Brzostecka, było im wszystkim łatwiej. Ale sytuacja się zmieniła. Niemcy zaczęli węszyć, toteż Fischowie – po trzech miesiącach spędzonych u Jantoniów – przenieśli się jakiś kilometr dalej – do lasu. Jan pomógł im w zorganizowaniu ziemianki.

– Tylko na siebie uważajcie – powiedziała do męża i córeczki Bronisława, gdy ci wychodzili z domu z zapasem jedzenia. Nie miała pojęcia, że Jana widzi po raz ostatni. Została na gospodarstwie z trójką maluchów i wróciła do swoich zajęć. Po jakimś czasie dobiegł ją potężny wybuch. Chwilę później usłyszała strzał z karabinu. Znieruchomiała. Kątem oka spojrzała na zegar. „Czemu ich jeszcze nie ma?” – ogarnął ją niepokój. Nasłuchiwała, czy nie padnie jeszcze jeden strzał. Ale nie. Następnego strzału nie było. „Pójdę po nich, bo inaczej zwariuję” – zdecydowała. Było około godziny 11.00. Razem z sąsiadem udała się w kierunku leśnej kryjówki. Gdy byli już całkiem niedaleko, przez gałęzie drzew dojrzała szykujących się do odjazdu Niemców. – Boże! – jęknęła przepełniona bólem. Gdy oprawcy odjechali, z drżeniem podeszła bliżej. Na miejscu tłoczyli się spędzeni z okolicy Polacy. Z rozkazu Niemców zakopywali ciała pomordowanych Żydów i jednego Polaka, jej męża… Sześcioosobowa rodzina Fischów: Sara Hena, czworo jej dzieci i wnuczka, zginęła od wybuchu granatu. Janka Niemcy zamordowali strzałem w głowę. Janeczka przeżyła, bo… Niemcom szkoda było na nią kuli. Jeden z nich solidnie uderzył ją o ziemię, po czym podniósł i – sądząc, że dziewczynka nie żyje – rzucił ją na ciało zastrzelonego taty. Po jakimś czasie dziewczynka jednak oprzytomniała.

Następnego dnia, 9 grudnia 1942 roku, owdowiała Bronisława udała się do Niemców, by prosić ich o pozwolenie na przeniesienie ciała męża na cmentarz. Słysząc to, jeden z Niemców wstał, zmierzył ją wzrokiem i z całej siły uderzył w głowę. – Raus! – wrzasnął. Do dziś ciało Jana Jantonia spoczywa w zbiorowej mogile – tej, którą wykopać kazali mordercy.