Żadnej obławy w poszukiwaniu Żydów tego dnia nie planowano. Rutynowo miano przeprowadzić rewizje w kolejnych domostwach, by wyciągnąć niechętnych Polaków do robót przy fortyfikacjach na froncie wschodnim. Był 25 sierpnia 1944 roku. Niemcy zastukali do drzwi Anny Gruchały. Kobieta mieszkała razem z synową Julią i dwojgiem wnucząt w Dąbrowie Tarnowskiej. Żandarmi wtarabanili się do środka i zaczęli przetrząsać mieszkanie. Kobiety zmartwiały. Dzieci szczęśliwie były akurat u sąsiadów. Naraz jeden z funkcjonariuszy natknął się na jakiś schowek. W pomieszczeniu odkryto pięć osób. Właściwie tylko pięć, bo na co dzień było ich osiem. Trzem pozostałym – żydowskiej rodzinie Cizerów – niemal w ostatniej chwili udało się zbiec. Znalezionych Żydów – w tym dwoje dzieci – rozstrzelano na miejscu. Podobnie postąpiono z Anną Gruchałą. Julię aresztowano i związawszy jej ręce drutem kolczastym, wywieziono do aresztu. Stamtąd trafiła do obozu koncentracyjnego w Bergen-Belsen, gdzie zmarła, osierociwszy dwoje dzieci.