– Jezu najukochańszy! – z przerażeniem w głosie jęknęła żona Władysława, przekraczając próg własnego domu. Był dzień zaduszny 1942 roku. Wszystko dookoła umazane było krwią, a jej zapach unosił się jeszcze w powietrzu. W domu nie było nikogo. Dzień wcześniej dom Bondaruków nawiedzili niemieccy żandarmi. Szukali Żydów. Znalazłszy ukrywającą się tam 18-letnią Żydówkę, zamordowali ją na miejscu. Podobny los spotkał gospodarza domu, Władysława Bondaruka. Jego żona miała szczęście, tego dnia wyjechała w rodzinne strony, do Rososza, z racji listopadowych świąt. Niemcy oszczędzili jedynie 3-letnią córeczkę państwa Bondaruków, Helenkę. Odprowadzili ją do sąsiadów. Żydówkę, którą na przechowanie do Władysława i jego żony przyprowadzili jej rodzice, Żydzi z Łomaz, niemieccy żandarmi zakopali w okolicznym lesie we wsi Koszoły (pow. bialski). Żona Władysława nigdy już nie otrząsnęła się z tej tragedii. W niedługim czasie zachorowała na raka i zmarła.