– Cześć, dziewczyny! Muszę was zmartwić… – udał smutek w głosie Godlewski. Zosia i Władka, córki Stanisława Suchty z miejscowości Ostrykół, spojrzały po sobie z przestrachem. Sąsiad odczekał chwilę, skutecznie budując napięcie, po czym powiedział donośnym głosem: – Roboty wam przynoszę, a sporo! Cobyście się nie nudziły – zaśmiał się głośno. – Ryby same wskakiwały mi dziś do wiadra! Patrzcie, ile tego jest! – oznajmił z dumą. Siostry odetchnęły z ulgą, choć w ich spojrzeniach widać było wyrzut. – Pietrek, nie strasz nas tak więcej… Dość mamy życia w napięciu. Myślałam, że kogo zabili… – zbeształa znajomego Zofia. – Dobrze, już dobrze – próbował załagodzić nadąsanie sąsiadek Godlewski. – A Tadek tu gdzie jest? – zapytał. – Sprawdź przy zwierzętach – odparła Władka. – Dobra, to skoczę i powiem, żeby się przyszykował na transport – rzucił i popędził po chłopca. Tadeusz pseud. Skowronek, najmłodszy z czworga rodzeństwa, nastolatek jeszcze, był bowiem tym, który służył za dostawcę żywności dla uciekinierów z Treblinki. Ukrywali się oni przed Niemcami w leśnych ziemiankach przykrytych jałowcem. Tadkowi nie brakowało sprytu i zwinności, toteż dowódca lokalnego plutonu partyzanckiego – leśniczy Zygmunt Goliszewski, powierzył mu funkcje kuriera. Wydał też rozkaz, by chłopak patrolował miejsca, gdzie ukrywali się Żydzi, ścigani przez niemieckiego okupanta. „Skowronek” całym sobą angażował się w tę pomoc. Zresztą nie tylko on, ale cała jego rodzina, a nawet sąsiedzi. Mieszkali z dala od głównej drogi, blisko lasu i rzeki, toteż nie ściągali na siebie podejrzeń. Jedynym, którego złapano, był Franciszek Kalwara, szwagier Tadka, działający w partyzantce i wspierający ludność żydowską. Niemcy trafili na jego trop, aresztowali go, przewieźli do więzienia w Lubielu, a następnie powiesili. Zbrodnia ta, dokonana prawdopodobnie w 1944 roku, nie powstrzymała jednak Suchtów przed dalszą pomocą. Do końca wojny wspierali potrzebujących.