MAJOWI MĘCZENNICY
Miesiąc maj zaczyna się dla Polaków jednym z najważniejszych świąt narodowych. Wspomnienie uchwalenia Konstytucji 3 Maja napawa nas dumą i gruntuje naszą narodowa tożsamość od przeszło dwóch stuleci. Ponadto, 8 maja obchodzimy wspomnienie świętego Stanisława, patrona Polski i męczennika, który sprzeciwił się władzy w imieniu chrześcijańskich wartości. Biskup zginął z ręki króla Bolesława Śmiałego podczas pełnienia kapłańskiej posługi. Został brutalnie zamordowany w majestacie prawa. Warto wspomnieć też innych polskich męczenników – tych prawie nieznanych, którzy oddali życie za bliźnich. Przedstawimy tutaj historie Polaków, którzy zginęli pomagając Żydom.
Jak własne dziecko
Małżeństwo Gaconiów mieszkało w czasie wojny w Bukowie, w gminie Brzostek na Podkarpaciu. Nie mieli własnych dzieci – więc przygarnęli żydowską dziewczynkę, porzuconą przez jej rodziców, gdy ci zostali przesiedleni do getta. Wygląd dziecka nie wskazywał na pochodzenie żydowskie, dlatego miało większe szanse na uchowanie się przed Niemcami. Niestety, ktoś zadenuncjował Gaconiów. Nocą, 28.05.1943 r., ich gospodarstwo otoczyło Gestapo. Niemcy wywlekli rodzinę z domu, nie szczędząc razów kolbami karabinów. Kazali Gaconiom kopać dół. Spytali się Stanisława, czy dziewczynka jest jego dzieckiem. Zaprzeczył. Gestapowcy zastrzelili go bez głębszego zastanowienia. Natomiast jego żona Apolonia do końca zarzekała się, że owo dziecko jest jej córką, nawet gdy okrutnie ją torturowano. Niemcy połamali jej wszystkie kończyny, a w końcu zastrzelili. Żydowskiej dziewczynce rozbili głowę o ścianę. Zbrodniarze wrzucili ciała do wcześniej wykopanego dołu i zasypali wapnem. Sołtysowi i ludziom ze wsi kazali zakopać zwłoki. Według innej relacji, ciała wrzucono do studni. Jednak nie ulega wątpliwości, że ta brutalna egzekucja miała być przestrogą dla Polaków, przekaz był jasny: „okażecie litość Żydom, to skończycie to tak samo jak oni”.
Nie uwierzył, że idą po niego Niemcy
Jan Machulski mieszkał w Schabajewie koło Sierpca. W czasie okupacji ukrywał trzy kobiety narodowości Żydowskiej. Były to: Chaba Dygoła (ok. 40 lat), Alka Alterowicz (ok. 30 lat) oraz Cera Alterowicz (ok. 25 lat). Jan przygotował im kryjówkę w kopcu na ziemniaki pośrodku jego pola. Dowiedzieli się o tym niemieccy żandarmi. Z tego powodu sołtys kazał znajomemu Machulskiego, Adamowi Woźniakowi ostrzec go przed inspekcją. Ten wysłał do niego swojego syna z wiadomością, jednak Machulski nie uwierzył. Kosztowało go to życie. Rankiem 8 maja 1942 roku do drzwi jego domu zapukali Niemcy. Wyprowadzili go na pole i tam zastrzelili za pomoc udzieloną Żydom. Żydówki uszły z życiem, gdyż spały wtedy w stodole u innego gospodarza, Czesława Kucińskiego. Potem odeszły w nieznanym kierunku. Kobiety przeżyły wojnę. W 1954 roku wyemigrowały do Stanów Zjednoczonych, gdzie mieszkała ich siostra. Utrzymywały kontakt listowny z niejaką panią Winicką.
Za dużo się napracował, żeby go odesłać
Bolesław Książek, mieszkający we wsi Cezarów udzielał schronienia nastoletniemu uciekinierowi z getta imieniem Idel. Chłopca wysłał do niego brat Bolesława, Henryk Książek. Z jego zeznań wynika, że jego brat znał ojca chłopaka, przed wojną bowiem służył razem z nim w wojsku. Młody Żyd pracował u Bolesława Książka jako pastuszek. Kiedy rozpoczęły się prześladowania Polaków pomagających Żydom, Henryk ostrzegał brata i radził mu odesłać chłopca z powrotem do domu. Jednak mężczyzna odmówił, tłumacząc to tym, że Idel tyle się u niego napracował, że nie mógł wyrządzić mu takiej krzywdy. Był to godny podziwu w tych trudnych czasach akt człowieczeństwa i uczciwości. Sołtys, niejaki Wacław Biernacki, złożył donos, że w gospodarstwie Bolesława ukrywa się Żyd. W maju 1943 roku niemiecka żandarmeria dokonała obławy na dom Książków. Idel, który spał w stodole, zorientował się, co sie dzieje i schował się w młockarni, jednak został znaleziony. Niemcy wyprowadzili jego i Bolesława do lasu oddalonego o dwa kilometry i tam ich zamordowali. Zwłoki Żyda zakopano w lesie, za to w przypadku Bolesława okupanci zezwolili na katolicki pogrzeb. Żona Bolesława, Aleksandra Książek zdołała uciec podczas obławy. Ich gospodarstwo zostało spalone, a inwentarz żywy skonfiskowany.
Pozostać żywymi świadkami
Aleksander Wiejak wraz ze swoją żoną Heleną i trzema córkami mieszkali w Końskowoli koło Puław. Jego rodzice utrzymywali przyjacielskie stosunki ze swoimi żydowskimi sąsiadami, rodziną Mandelbaumów. W 1942 roku Żydzi zostali zmuszeni do przeniesienia się do końskowolskiego getta. W maju 1943 roku Niemcy likwidowali getto, mordując kilkudziesięciu pozostałych przy życiu Żydów. Z tego powodu Mandelbaumowie zdecydowali się uciec i poszukać schronienia. Wybór padł na gospodarstwo Wiejaków. Później do Mandelbaumów dołączyło jeszcze żydowskie małżeństwo z Kalisza. Aleksander przygotował im podziemną kryjówkę pod żłobem w stajni. Jego żona przynosiła Żydom żywność. Ponadto Stanisław, kiedy wchodził do stajni, dawał Żydom sygnał, że to on i nie muszą się niepokoić – mówił wtedy coś do swojego konia. Jak wspominał Awigdor Mandelbaum, on i pozostali ukrywający się wielokrotnie chcieli odebrać sobie życie. Jednak Aleksander odciągał ich od samobójstwa. Mówił, że powinni zostać „żywymi świadkami tego, co się stało”. W maju 1944 roku do Niemców dotarły pogłoski o tym, że Aleksander Wiejak ukrywa u siebie Żydów. Rozpoczęli poszukiwania. Mężczyzna ukrył się w ogrodzie, jednak został znaleziony i zastrzelony za swoje „przewinienia”. Po jego śmierci Żydzi ukrywali się jego gospodarstwie aż do wyzwolenia okolic Puław w sierpniu 1944 roku.
Podobnych historii jest znacznie więcej. Jedne są lepiej udokumentowane, inne gorzej. Niektórzy z tych ludzi stali się lokalnymi bohaterami, o innych całkowicie zapomniano. Pamiętajmy o nich wszystkich, ponieważ dzięki postawie tych wielu mało znanych, zwyczajnych bohaterów w polskim narodzie przetrwało człowieczeństwo. Pamiętajmy więc nie tylko o tej „wielkiej historii”, pisanej przez królów, kapłanów czy wodzów, ale przede wszystkim o tych, którzy zachowali się, jak trzeba, nawet kosztem swojego życia.