„Urodziłam się w Toruniu w 1937 r. Mieszkałam z rodzicami przy ul. Sienkiewicza 41, naprzeciw nieistniejącej już stacji Toruń Zachód. W związku z czym wielu podróżnych nawiedzało nasz dom, a rodzice udzielali im różnej pomocy” – tak wspomina swoje wczesne dzieciństwo pani Elżbieta Filipiak, która była świadkiem pomocy udzielanej przez rodziców osobom pochodzenia żydowskiego. Sama też pomagała.

Pani Starzykowa była Żydówką, która przeszła na katolicyzm i wyszła za mąż za polskiego gospodarza. Jej relacje z rodziną Elżbiety była bardzo życzliwe. Najstarsza siostra Elżbiety, Maria, została nawet matką chrzestną małego Zygmunta, najmłodszego dziecka Starzyków. „Pod koniec wojny, w 1944 r., Niemcy zabrali panią Starzykową – jako Żydówkę – do obozu”. W obawie o bezpieczeństwo najmłodszego synka pan Starzyk zwrócił się o pomoc do swoich przyjaciół, którzy bez wahania przyjęli chłopca do siebie. Ojciec rodziny ukrył go w słomie i przewiózł wozem drabiniastym.

Dziecko było w złej kondycji fizycznej. Chłopiec miał pełno strupów, był zawszony i przeziębiony. Nikt nie mógł dowiedzieć się o jego obecności, nawet najbliższe otoczenie. Pomimo trudnych warunków, w jakich przebywał Zygmunt, dbano o niego i próbowano dać mu, między innymi za względu na młody wiek, namiastkę normalnego życia. Dzieci pomagających traktowały chłopca jak brata. „Trzymając za szal, którym miał owinięty brzuszek, uczyłam go chodzić”. Dziecko przeżyło okupacje niemiecką. Los był łaskawy również dla jego matki. Pani Starzykowa szczęśliwie wróciła z obozu. Z wielką radością zobaczyła swojego synka. Zygmunt dołączył z matką do pozostałych członków swojej rodziny, którym udało się przetrwać ciężki czas okupacji niemieckiej.

Bibliografia:

  1. FLV, List od Elżbiety Filipiak z 24.09.2013 r.