Rozalia i Antonina nie mogły powstrzymać łez wzruszenia. Padły sobie w ramiona i długo jeszcze trwały w serdecznym uścisku. Gdy emocje nieco opadły, Polka wyjęła jakieś papiery i położyła je na stół. – To twoje dokumenty, Róziu. Odtąd będziesz się nazywać Róża Bogusławska. Róża Bogusławska – powtórzyła. – Nazwisko „Pasierman” wymaż z pamięci, dobrze? U mnie będziesz bezpieczna, to znaczy: powinnaś być bezpieczna – poprawiła się Antonina. – Antosiu – z trudem wydusiła z siebie Żydówka – jak ja ci się odwdzięczę?… – Po prostu bądź ostrożna – uśmiechnęła się Polka. Czuła niesamowitą ulgę i radość, że udało jej się wyratować Rozalię z warszawskiego getta. – Zelmana też wyciągniemy, zobaczysz, jeszcze będę kiedyś wasze dzieci niańczyć – filuternie uśmiechnęła się Polka. Rozalia spłoniła się, słysząc imię ukochanego, a serce gwałtownie załomotało.

Niedługo potem w mieszkaniu Antoniny pojawił się nowy lokator: Jakub Pasierman, brat Rozalii. Polka uratowała go z obozu pracy i… wyszła za niego za mąż. Odtąd mężczyzna przedstawiał się jako Stanisław Więckowski, mąż Antoniny. Parę miesięcy później zyskał też nowy status: taty małego Mariuszka. Chłopiec przyszedł na świat w 1943 roku. W mieszkaniu było ciasno, stąd też Antonina wynajęła dodatkowe mieszkanie – dla Róży i jej męża Zelmana Bauma, a właściwie Zygmunta Bogusławskiego. Tak, tak. Jego też osobiście przywiozła pociągiem z likwidowanego getta w Klimontowie i wystarała się dla niego o fałszywe dokumenty. Był wrzesień 1944 roku. Jeszcze trochę, a wszyscy szczęśliwie dotrwaliby końca wojny. Ktoś jednak złożył donos… Na Antoninę. Gestapo aresztowało całą trzyosobową rodzinę Więckowskich – włącznie z półtorarocznym Mariuszkiem. Niemcy zamordowali ich na fortach we Włochach. Róża i Zygmunt wojnę przeżyli.