Władysław i Maria Dydynowie mieszkali we wsi Zawadówka (powiat tarnopolski). Pod osłoną nocy 1942 r. do ich domu zapukała żydowska rodzina: Chawa Ita Czeret (z d. Klein) wraz z dziećmi: Bronią, Henią i Chaimą, oraz bratową Biutą Klein. „Tej nocy Chawa Ita Czeret z domu Klein powiedziała do mojej babci Marii: Albo mnie zabij albo wydaj Niemcom, ja nigdzie nie pójdę. Babcia płakała i prosiła, mówiąc, że też ma dzieci i żeby Chawa zrozumiała, co im wszystkim grozi”. Tłumaczenia nie pomogły. Rodzina została.

Żydzi ukryli się w schronie, który Władysław wybudował już wcześniej. „Sytuacja zrobiła się niebezpieczna, gdy po kilku dniach na podwórko wkroczyły wojska niemieckie. Zajęli podwórko ogrodzone murem, na którym rozłożyli magazyn
z bronią i kuchnię polową. Żołnierze pełnili wartę w dzień i w nocy, dlatego tylko dzieci mogły swobodniej poruszać się po podwórku”.

Starsza z córek Dydynów – Stanisława – nie przebywała w okolicy stajni zbyt często, by nie wzbudzić podejrzeń stacjonujących Niemców i nie zdemaskować kryjówki, w której przebywali Żydzi. Najczęściej do kryjówki przychodziła 11-letnia wówczas Anna, córka Dydynów. „Gdy warta zatrzymała moją mamę niosącą jedzenie w bańce na mleko, [ta – dop. red.] miała mówić, że idzie nakarmić zwierzęta”. Kryjówka była tak usytuowana, że po wejściu do obory trzeba było przesunąć drewniany żłób i zejść po drabinie do niewielkiego pomieszczenia. Z niego przechodziło się do drugiej części schronu. „W pomieszczeniu było bardzo mało miejsca, nie było okien, a jego mury były bardzo cienkie, dlatego nie dawały ochrony przed zimnem”. Kiedy nastała zima i mrozy dawały się coraz bardziej we znaki, Dydynowie wyposażyli ukrywanych w dodatkową odzież i baranie skóry. Mimo to Żydzi rozchorowali się. „Musieli kaszleć z twarzą wciśniętą w poduszkę, aby Niemcy ich nie usłyszeli. Rodzina przebywała w ciemnościach, ponieważ nie mogli używać świec i tylko raz na jakiś czas zapalali lampkę […]. Obie rodziny żyły w wielkim strachu przed śmiercią”.

Schron był bezpieczną kryjówką do czasu, gdy Binka6 nie wyszła z niego, by udać się do sąsiedniej wsi po swoje ubrania. Wróciła tej samej nocy, której wyszła. Wtedy też poinformowała kogoś o miejscu swojego ukrycia, co okazało się nieprzemyślanym i zgubnym posunięciem. Funkcjonariusze gestapo wkroczyli do domu Dydynów z samego rana. Przesłuchiwano wszystkich, włącznie z dziećmi, wśród których znajdował się 4-letni wówczas Staszek. Pomimo bardzo młodego wieku zdawał sobie sprawę, że jemu i całej rodzinie grozi wielkie niebezpieczeństwo. Nie powiedział nic na temat Żydów, choć gestapowiec oferował mu w zamian czekoladę. Niemcy rozkazali rodzinie Dydynów ustawić się pod ścianą w korytarzu. Maria bardzo płakała i drżała o los swojej rodziny. Sołtys, który został wezwany i przyjechał wraz z gestapowcami, powiedział do niej: „Marylko zgubiłaś swoje dzieci”. Niemcy wiedzieli o tym, że Żydzi ukrywają się w stodole. Rozkazali sołtysowi, by zaprowadził ich do niej. „[…] na szczęście na tym samym podwórku były dwie identyczne stodoły i obory. Jedna z nich należała do cioci i wujka. Sołtys wiedząc o tym, że Żydzi znajdują się w stodole dziadów zaprowadził gestapowców do stodoły i obory należącej do wujostwa, które znajdowały się przy domu dziadków. Stodoła moich dziadków, w której znajdowali się Żydzi, znajdowała się przy mieszkaniu cioci i wujka”. Gestapo nie znalazło nikogo, funkcjonariusze odjechali. Po kilku godzinach Maria odważyła się pójść do kryjówki Żydów. Wtedy też dowiedziała się, dlaczego Niemcy rozpoczęli rewizję w ich domu.

Żydzi przebywali u Dydynów do 1944 r. Władysław przewiózł wszystkich na wozie przykrytych sianem kilka wiosek dalej. „Po wojnie, pomimo iż obie rodziny nie znały się zbyt długo, zaprzyjaźniły się. Moja mama, Anna Paulina Król z domu Dydyna, utrzymywała kontakt z jedną z córek żydowskiej rodziny – Bronią Sofer”. Władysław i Maria za swoją odwagę i bohaterstwo zostali odznaczeni przez Instytut Yad Vashem tytułem Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.

Bibliografia:

  1. FLV, List od Krystyny Lubiszewskiej, Wrocław, 10.06.2014 r.