– Słuchaj, będziesz żył, ale warunek jest jeden: kto ci pomagał?! Nazwiska! Ale wszystkie! Gadaj! – wrzeszczał Niemiec do postrzelonego w ucieczce Żyda. Mężczyzna, zmęczony strachem i biegiem, z trudem oddychał. Rana po strzale sprawiała mu potworny ból. „Mogłem zostać z innymi – przeszło mu przez głowę – tylko chwila i po wszystkim. Bez cierpienia. Chyba…”. Mężczyzna miał świadomość, że wszyscy, którzy pozostali w ziemiance, zginęli. Wybuch granatu nie dawał szans na przeżycie. W uszach jednak dudniło mu usłyszane przed chwilą: „Będziesz żył”. Niemiec docisnął kolbę karabinu do głowy leżącego. – Gadaj! – powtórzył Niemiec. – Powiem wszystko – z trudem wydukał ranny. Niemiec odsunął lufę. Chwilę później byli już w drodze. Kierunek: Rudnik Szlachecki, gospodarstwo rodziny Pyrów.

Polacy zupełnie nie spodziewali się nalotu. Zajęci byli codziennymi obowiązkami. W domu brakowało jedynie Jana, jednego z dwóch synów Katarzyny Pyry. Gdy niezapowiedziani goście sforsowali drzwi domu, córka Katarzyny Pyry – Jadwiga Janczarek, kurczowo tuliła do piersi małego synka. – Dobra, matkę z dzieckiem zostawić. Resztę wystrzelać – padł rozkaz. Starsza córka Jadwigi zdążyła ukryć się w stodole razem z ciotką Janiną, synową Katarzyny Pyry. Pozostałe osoby zamordowano. Żyda, któremu obiecano życie, zastrzelono również.

4 listopada 1942 r. w gospodarstwie Pyrów z rąk Niemców zginęli: Katarzyna Pyra, jej syn Stefan Pyra i Józef Janczarek – zięć Katarzyny, mąż Jadwigi i ojciec dwojga małych dzieci. Jadwiga zaś wskutek traumatycznych przeżyć zmarła miesiąc później. Straciła męża, straciła matkę, straciła też brata… Szok był tak potężny, że zapadła na zapalenie opon mózgowych i już z niego nie wyszła. Jan Pyra, drugi z synów Katarzyny, przeżył tylko dzięki pewnemu funkcjonariuszowi granatowej policji. Mężczyzna ostrzegł go w porę, żeby do domu nie wracał, bo tam rozgrywa się dramat. Polakom odebrano życie za pomoc, jaką przez kilka miesięcy nieśli grupie Żydów, m.in. rodzinie Piniów, ukrywających się w leśnej ziemiance. Katarzyna Pyra i jej dzieci znali ich jeszcze sprzed wojny. Do 4 listopada przynosili im jedzenie, ubrania i leki. I za to właśnie zostali zamordowani.