W powiecie miechowskim zima 1943 roku była dla Niemców niezwykle intensywna, a śmiertelne żniwa – „owocne”.

Z końcem stycznia 1943 r. hitlerowcy najechali na wieś Wierzbica. Część Żydów zaczęła uciekać w popłochu, część zaś z pomocą polskich sąsiadów zaszywała się w ich przydomowych kryjówkach. Największą satysfakcję przyniosło niemieckim kłusownikom – polującym zarówno na Żydów, jak i na Polaków udzielających im pomocy – pochwycenie Żyda o nazwisku Naftul. To z nim powrócili do wsi w ramach ekspedycji karnej zorganizowanej 29 stycznia 1943 roku. Naftul – naiwnie wierząc, że wydawszy Polaków, ocali własne życie – służył im jako przewodnik.

– Tak, tak, to tutaj – wskazał Naftul gospodarstwo rodziny Książków. – Przechowują całą rodzinę Żydów, razem z dziećmi – wyjaśnił. Niemcy wysiedli z sań i zaczęli rewizję. Żydów, bez dzieci, znaleźli w stodole. Razem z Polakami wyprowadzili ich na zewnątrz i rozstrzelali. W ten sposób zginęła cała rodzina Książków: Franciszek (ojciec rodziny, lat 50), Julia (matka, lat 40), Jan (syn, lat 21) oraz Zygmunt (syn, lat 18).

Dalej Naftul pokierował Niemców do rodziny Nowaków. Tam odnaleźli mężczyznę żydowskiego pochodzenia z rodziny Wandelsmanów. Na miejscu zastrzelono Nowaka razem z jego pięcioletnią córką i schwytanym Żydem.

– Gdzie teraz? – władczym tonem zapytał Naftula jeden z żandarmów. – Teraz do Kucharskich. Przez sześć tygodni u nich mieszkałem – wyjaśnił. – W sumie jest ich dziewięcioro – małżeństwo plus sześciu synów, przy czym pierworodny Stasiek jest na robotach w Niemczech – skrupulatnie relacjonował. – W domu mieszka też 86-letnia staruszka, Julianna Ostrowska. To matka Anny Kucharskiej – sprecyzował. Rodzinne koligacje jednak nie bardzo interesowały oprawców. Gdy dojechali na miejsce, wpierw wyprowadzono z domu Juliannę oraz małżonków Annę i Izydora i ustawiono ich pod ścianą budynku. Wkrótce rozległy się strzały. Następnie żandarm wyprowadził kolejno wszystkie dzieci: Mieczysława (lat 15), Bronisława (lat 12), Bolesława (lat 9) oraz bliźniaki Józefa i Stefana (lat 7), i ustawił je na miejscu rozstrzelania rodziców i babci. Chłopcy również rozstrzelano. Jednemu z synów, Bronisławowi, udało się przeżyć. W wyniku postrzału w lewą skroń stracił jednak całkowicie wzrok. Przeżył także jego ojciec – Izydor, który stracił wzrok w prawym oku.

Chcąc się zasłużyć w oczach Niemców, Naftul kontynuował denuncjacje znajomych mu Polaków. Tak oto zawitali do przysiółku Narta (część wsi Wolica) i zatrzymali się przed domem Balbiny Bielawskiej (ok. lat 50) z d. Kurek, córki Franciszka i Józefy. Naftul zdążył opowiedzieć, że Polacy udzielali schronienia żydowskiej rodzinie Wandelsmanów. – Ukrywali ich w sieni, w jamie do przechowywania ziemniaków – wyjaśnił. Niemcy sprawnie powyskakiwali z sań i donośnie zastukali do drzwi. W domu zrobił się popłoch. Zięć Balbiny, Jan Gądek (ok. lat 30), rzucił się do ucieczki. – Przyprowadzisz go, i to już! – wrzasnął do jego żony, Władysławy (ok. 30 lat), jeden z Niemców. Władysława wróciła razem z mężem. Nim weszli do domu, Niemcy rozstrzelali matkę Władysławy – Balbinę. Zaraz potem rozprawili się ze spodziewającą się dziecka Władysławą i jej mężem.

– Wstąpmy jeszcze do Stanisława Tochowica, tutejszego rzeźnika – zaproponował Naftul. Tak też się stało. Tym razem jednak żandarmi nie zastrzelili mężczyzny od razu. Zabrali go ze sobą i kierując się już z powrotem w stronę posterunku w Kozłowie, zatrzymali się we wsi Żabieniec. Tam zastrzelili i Stanisława Tochowica, i zdziwionego obrotem sprawy Naftula.

Tego dnia za przyczyną Naftula towarzyszący mu Niemcy zabili 16 Polaków, którzy byli zaangażowani – włącznie z dziećmi – w pomoc Żydom. Jak dotąd żaden z nich nie został odznaczony tytułem Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.