– Jaaa–siu, gotooo–we! – wołała z kuchni Marianna, która właśnie skończyła szykować posiłek dla Żydów ukrywających się w lasach w okolicy wsi Niska Nasutów. Podział ról był zwykle taki: ona przygotowywała posiłki, a on je zanosił. Wśród stałych odbiorców był m.in. Żyd Rozgold z synem. Państwo Gałatowie znali się z nimi jeszcze sprzed wojny. Któregoś listopadowego dnia Rozgold przyszedł z synem do Gałatów po masło. Nazajutrz sytuacja się powtórzyła – mężczyźni znów pojawili się w domu Polaków. – Możemy porozmawiać? – zapytał Rozgold Jana. – Pewnie, wejdźcie – odparł gospodarz, rozglądając się wokół domu, czy nikt ich nie obserwuje. Tego wieczora Żydzie nie wrócili do lasu. Jan wyporządził im kryjówkę w stodole-oborze i od tamtej pory mężczyźni zaczęli spędzać tam większość czasu.

19 listopada 1942 r. Marianna pojechała do Lublina. Jan natomiast poszedł pracować w lesie, a dzieci Gałatów – Helena i Czesław – zostały z Marianną Ozimek, krewną Jana. W pobliżu gospodarstwa przechodziło czterech umundurowanych Niemców. Wtem jeden z nich zakrzyknął: „Hej, patrzcie, przecież to Żydzi tam spacerują”. Przed stodołą faktycznie byli Rozgoldowie. Niemcom więcej nie trzeba było. Po chwili obaj mężczyźni leżeli martwi. Mundurowi wtargnęli do domu Gałatów w poszukiwaniu innych ściganych. Ponieważ nikogo nie znaleźli, wrócili przed stodołę, podpalili ją z całym inwentarzem i udali się do tartaku, gdzie pracował Jan Gałat. Aresztowali go, a nazajutrz – powiesili.