– Darujcie, jestem katoliczką, mam chrzest… – usilnie przekonywała niemieckich żandarmów Zofia – żona Stanisława Boryczki, gospodarza z kolonii Boiska (pow. lipski). – Nie mam nic wspólnego z Żydami. Uwierzcie, nie mam z nikim kontaktu. Sami mamy ciężko – rozpaczała.

Niemcy jednak wiedzieli swoje. Zofia faktycznie miała pochodzenie żydowskie, choć już jako dorosła przyjęła chrzest i w okresie okupacji wyszła za mąż za Stanisława. Prawdą jest też, że potajemnie dostarczała Żydom jedzenie. I Niemcy o tym właśnie wiedzieli.

Bezlitośnie rozstrzelali Stanisława, Zofię i ich ośmiomiesięcznego syna Zygmunta. Przy życiu zostawili jedynie dwunastoletnią bratanicę Stanisława – Marię. Wyprawili ją do jej domu i po wyniesieniu z budynku co wartościowszych przedmiotów zamierzali podpalić gospodarstwo. Na prośbę okolicznych gospodarzy odstąpili jednak od tego zamiaru, gdyż ze względu na gęstą zabudowę groziło to pożarem całej wsi. Później udali się do domu Józefa Boryczki – brata Stanisława, który był przekonany, że również zginie. Żandarmi poinformowali go, że Stanisław może być pochowany na cmentarzu katolickim, jednak jego żona i syn nie mają do tego prawa. Ostatecznie wszyscy spoczęli w zbiorowej mogile niedaleko gospodarstwa, a po zakończeniu wojny ich ciała zostały przeniesione na cmentarz parafialny. Kilka tygodni po styczniowym najściu żandarmów w szpitalu zmarł również Józef Boryczka – nie mógł odzyskać zdrowia fizycznego i psychicznego. Był rok 1943.