KARTKA Z KALENDARZA – HELENA MICHALSKA
Mówiono o nim „Żebrak”. Przychodził co wieczór, siadał, Helena podawała mu ciepłe danie, on zjadał, dziękował i wracał nazajutrz. Nikt nie pytał, jak się nazywa, gdzie mieszka. Polka nie miała pojęcia, że staruszek ukrywa się na sąsiedniej posesji w składzie desek. Niemcy też o tym nie wiedzieli. Ale że akurat potrzebowali drewna, przyszli je sobie zabrać. I wtedy mężczyzna pognał stamtąd wprost do mieszkania Michalskiej. Tam go schwytali, pobili, w końcu rozstrzelali. Nazajutrz to samo mieli zrobić z Heleną i jej dwiema córeczkami. Mieli rozkaz, naszykowane karabiny. I wtedy na podwórku zjawił się niemiecki oficer – lekarz, sąsiad Michalskich, i nakazał wstrzymanie egzekucji. – To rodzina mojej żony – skłamał. One nic o tym Żydzie nie wiedziały – zaręczył. I je ocalił.