– Podpalili całą chałupę i spalili jego i tego Żyda właśnie – wystraszonym głosem mieszkaniec wsi Krępa, relacjonował swoim sąsiadom wydarzenia, które miały miejsce we wsi obok. Przerażeni sąsiedzi pochowali się ze strachu w swoich domach.

23 kwietnia, piękną wczesną wiosną, kiedy pierwsze promienie słońca otulały pola, Niemcy z Miechowa zorganizowali obławę w okolicznych wsiach. Chcieli schwytać wszystkich, którzy uniknęli przymusowej wywózki na roboty do Niemiec. Obława okazała się dla Niemców owocna, schwytali około 40 mężczyzn.

Wracając do jednostki ze swoimi ludzkimi zdobyczami, jeden z żandarmów zauważył wystającą z ziemi wyraźnie zarysowaną lepiankę.

– Patrz, to chyba lepianka! – żandarm skierował głos do drugiego, maszerującego obok niego żandarma. Pies, olbrzymi owczarek natychmiast podjął trop. Lepianka okazała się być pusta, psi węch zaprowadził jednak rozjuszonych i rozochoconych Niemców do stodoły, w której ukrywał się Żyd.

Był to Żyd o nazwisku Goldwasser, którego dużo wcześniej przyjął pod swój dach samotny wdowiec Józef Wydmański.

– To nie jest dobry dzień dla Żydów, ani dla ich obrońców – syknął jeden z żandarmów, wyrzucając Goldwassera i Wydmańskiego na zewnątrz.

Józefa zdążyło jeszcze musnąć wiosenne słońce po twarzy, by po krótkiej chwili przyjemnego ciepła, poczuł przeszywający ból w ciele. Jeden strzał, przerwał jego życie w kilka sekund.

– Spalmy to wszystko, nikomu już się nie przyda! – z szyderczym uśmiechem na ustach powiedział jeden z Niemców. Golwasser trzęsąc się ze strachu czekał na kulę, która zakończy jego życie. Niemcy przygotowali jednak dla niego okrutniejszą śmierć.

Podpalili całe gospodarstwo i wrzucili do płonącej chałupy martwe ciało Józefa.

– Teraz Twoja kolej Żydku – wskakuj do ognia, oszczędzimy na Tobie naboje.

Broniący się ile sił Goldwasser nie był w stanie wybronić się przed śmiercią, wrzucony siłą w płomienie, nie miał szans na ratunek. Wszystko odbyło się na oczach czterdziestu pojmanych Polaków i śmiejących się do rozpuku Niemców.