– Boże, daj nam odwagi i siły. Ja już nie wyrabiam – skarżyła się Zofia Dziakowa. Miała przeczucie, że prędzej czy później jakiś „życzliwy pan Donos” zgłosi się w ich sprawie na gestapo. Za dużo się u nich działo. Z ich domu znikały kilogramy jedzenia i trafiały do lasu – do zgłodniałych Polaków i Żydów, którzy ukrywali się tam przed ścigających ich okupantem. Na strychu ich domu zaś przebywało pięciu Żydów: trzech braci Bendysów, Mondek Faust i Meler. Niestety, intuicja Zofii nie zawiodła. 27 października 1943 roku w drzwiach gospodarstwa Antoniego i Zofii Dziaków we wsi Będzienica stanęło czterech Niemców ubranych po cywilnemu i jeden policjant granatowy. – Rewizja – usłyszeli Polacy. – Gdzie macie tych Żydów, gadać! – rzucił jeden z Niemców. Dziakowie milczeli. Niemcy przeszukiwali każdy kąt. Wreszcie jeden z nich warknął: „Dawać drabinę. Idziemy na strych”. Zofia udała, że idzie ją przynieść. W głowie jednak miała już plan ucieczki. Zamieszanie w domu było spore, żaden z Niemców za nią nie poszedł i tym sposobem kobiecie udało się zbiec. W domu został jednak jej mąż, Antoni, i ich córka. Przybysze – wściekli, że Polka ich przechytrzyła – skatowali gospodarza, wywlekli go za dom i tam zastrzelili. Żydów, ukrytych na strychu pod sianem, nie znaleźli.