– Coście za jedni? Skąd idziecie? – zagadnął Władysław Kułyk napotkanego w lesie mężczyznę. Po jego zachowaniu wnioskował, że nie jest on sam i że ktoś go ściga. Mężczyzna nie miał nic do stracenia. – A pomożecie nam?… – zapytał nieśmiało. – Żeby było co zjeść i jakoś przeżyć. Las nas ukryje, jak Bóg pozwoli… My z getta w Dolinie, co je likwidowali. Udało nam się uciec – wyznał. Na jego twarzy – bardziej od strachu – malowało się zmęczenie i rezygnacja. – Na razie tu spokój – odparł Władysław. – Będę tu do was zachodził – obiecał. I słowa dotrzymał. W przygotowywaniu żywności, paczek z ubraniami i lekami dla ok. 15 osób pomagała mu jego żona Julia. – Tylko wróć… – powtarzała, ilekroć mąż wychodził z wałówką do lasu. Wracał zawsze. Któregoś dnia jednak Niemcy trafili na ślad uciekinierów. W wyniku obławy zginęli niemal wszyscy ukrywający się. Uciec udało się tylko Morysowi Klajnowi. Niemcom pozostało znaleźć pomagających i przykładnie ich ukarać. Ich ofiarą padło wówczas pięciu okolicznych gospodarzy, w tym Władysław Kułyk. Dowody były niezbite. Schwytanych Polaków Niemcy powiesili na rynku w Dolinie.

16 maja 1989 r. Instytut Yad Vashem nadał Władysławowi Kułykowi i jego żonie Julii Bartoszewskiej tytuł Sprawiedliwy wśród Narodów Świata.