– Słuchaj uważnie – mówił ściszonym głosem Edmund – pójdziesz teraz na Wileńską 15. Mój ojciec wie, że przyjdziesz. Zostaniesz tam z innymi do czasu, kiedy znajdziemy wam jakieś bezpieczne lokum, jasne?
– Tak, Wileńska 15. Będę ostrożny – zapewnił mężczyzna, który dopiero co zbiegł z warszawskiego getta.
– Papiery masz dobrze schowane? – upewnił się Edmund.
Mężczyzna sprawdził wewnętrzną kieszeń. – Tak jest – potwierdził.
– To idź już, powodzenia! – skinął na pożegnanie Polak.

Na Wileńskiej Żydów było już kilku. – Wejdź, proszę – przywitał przybyłego ojciec Edmunda. Wśród warszawskich Żydów Wacław Kosek i jego syn Edmund byli znani. Wiedziano, że pomagają w wyrabianiu fałszywych dokumentów ratujących życie. Przez ich mieszkanie przewinęło się sporo tych, którzy po udanej ucieczce z getta, nie mieli dokąd się udać. Polacy udzielali im tymczasowego schronienia i organizowali dalszą podróż. Ale do czasu…

W 1943 Gestapo wpadło na trop Kosków. Gdy po nich przyszli, w mieszkaniu był jedynie Wacław. Niemcy zamordowali go razem z ukrywanymi. Edmunda, który do końca nagonki nieprzerwanie pomagał Żydom, nigdy nie odnaleźli. Dzięki niemu ocalało ponad 200 osób pochodzenia żydowskiego. Wśród nich byli m.in. Janusz Januszewski, Moryc Hofman, Kalman Rubinsztajn, Olek Festen i Eugeniusz Koszniec. – W sąsiedztwie mieszkali Żydzi. Z nimi się wychowywałem. Nie mogłem postąpić inaczej – po latach wspominał Edmund, przyjmując w 1974 roku 200 medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”. Odznaczenie to przyznano również jego zamordowanemu ojcu Wacła