Do drzwi ochronki prowadzonej przez siostry serafitki przy kościele św. Józefa w Stryju zapukała kobieta z małym chłopcem o imieniu Leszek.

– Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus! – przywitała ją jedna z sióstr.

– Jestem z gestapo. Przyprowadziłam dziecko… – odparła kobieta.

Siostra w jednej chwili wzięła przestraszonego chłopczyka na ręce, mocno go przytuliła i dyskretnym ruchem zamknęła za sobą drzwi. Wiedziała, że chłopiec albo sierotą już jest, albo niebawem nim zostanie. Krótko potem do przytułku trafiły także dwie jego siostry. Był listopad 1943 roku.

W tym czasie ich rodzice – Maria i Bronisław Jarosińscy, przebywali jeszcze w więzieniu, oczekując na rozstrzelanie. Wyrok śmierci obwieszczono 28 stycznia 1944 roku. Małżonkowie ponieśli karę najwyższą za to, że w piwnicy swojego domu ukrywali 5-osobową rodzinę Żydów. Musiano na nich donieść, bo kiedy w jesienią 1943 roku gestapowcy w towarzystwie ukraińskiego policjanta wtargnęli do ich domu, od razu skierowali się w stronę szafy, pod którą ukryty był właz do piwnicy. Wiedzieli już wszystko.

Po wojnie dzieci państwa Jarosińskich wzięła do siebie ich ciotka Paulina Gruszecka, siostra Marii.