– Nie. Nie pójdziemy do getta. Nie damy się tam zamknąć. Już ja wiem, co oni tam dla nas naszykowali. Choćbyśmy w lesie mieli mieszkać, to tam nie pójdę i dzieci nie oddam – zaparła się pani Goldbergowa (Goldbergerowa?). I jak postanowiła, tak zrobiła. Jej rodzina była jedyną w okolicy, która nie zastosowała się do rozporządzenia niemieckich władz. Początkowo jej i jej trojgu dzieciom pomagali sąsiedzi, później jednak sytuacja uległa zaostrzenia i kobieta musiała przenieść się do bunkra w lesie. Przebywał tam już od jakiegoś czasu jej znajomy – Pinkas Federgrün. Ziemianka była przestronna i miała komin, który pozwalał na ogrzanie się w zimę. Z jedzeniem już było gorzej i gdyby nie pomoc Polaków, trudno byłoby im przetrwać. Żywność do bunkra dostarczał m.in. Wojciech Kotfis z żoną, znany i ceniony mieszkaniec wsi Uszew. To u niego spotykali się i prosili o radę najbardziej szanowani ludzie w okolicy. Wojciech wraz z rodziną uprawiał ziemię, którą otrzymał za zasługi wojenne. Nikt nie przypuszczał, że i do niego kiedyś zapuka okupant. Stało się tak w maju 1944 roku – za pomoc ukrywającym się w lesie Żydom zastrzelił go niejaki Artur Schilberg. Goldberg(er)ów zamordowano również.