– Dom nam dorośleje, Francik. Dzieci pewnie niedługo zechcą się żenić, iść na swoje, a tu końca wojny nie widać… – dzieliła się z mężem Wiktoria, szykując się na wieczorny spoczynek. – Trzy lata już to trwa… Kolejny wrzesień. Ile jeszcze? – zawiesiła głos, zrezygnowana. Franciszek nic nie odparł. Przytulił ją tylko mocno i głęboko westchnął. Sam przecież też nie wiedział, jak długo przyjdzie im jeszcze żyć w ciągłym strachu, i też potwornie się martwił. Mieli na utrzymaniu jedenaście osób i każdy dzień był dla nich walką o przeżycie. Ich samych było sześcioro, do tego dochodziła pięcioosobowa rodzina Żydów, która nijak w gospodarstwie pomóc nie mogła, bo przecież musiała się ukrywać. Juszczykowie pilnie strzegli „żydowskiej tajemnicy”, ale widać Niemcy byli sprytniejsi. We wrześniu 1942 roku uzbrojeni wtargnęli do ich domu w Białobrzegach i sprawnie wyprowadzili całą jedenastkę: 55-letniego Franciszka, 45-letnią Wiktorię, 23-letniego Stefana, 20-letnią Weronikę, 17-letniego Bolesława, 15-letnią Helenę i pięcioro Żydów. W Zwoleniu w tym samym miesiącu dokonano na nich mordu.