Nastała jesień 1942 roku. We wsi Czyżew zaczęła się likwidacja getta. Niemcy wywozili Żydów. Niektórym udawało się zbiec. I tak oto któregoś dnia do drzwi sporego gospodarstwa rodziny Andrzejczyków (wieś Czyżew Sutki, kolonia Czyżewa, woj. podlaskie) zapukała grupa przestraszonych żydowskich uciekinierów. Innego dnia – następna. Franciszek Andrzejczyk (ur. 1891 r.) razem z żoną Stanisławą (posługiwała się imieniem Aleksandra) latem przygarnęli żydowskiego 16-letniego żydowskiego chłopca, syna olejarza. Tym razem też nie odmówili ryzykownej gościny. Henryk, syn państwa Andrzejczyków, relacjonuje, że wśród ukrywających się były młode kobiety i kilkoro dzieci. „Pamiętam nazwiska mężczyzn: Szczupakiewicz, Węgorz, oraz imię Moniek” – wspomina. Edward, brat Henryka, zapamiętał, że ojciec znał wszystkich jeszcze z czasów przedwojennych: „Chyba z przyjaźni dał się przekonać, aby ich przechować wraz z rodzinami. My, jako dzieci, też wyraziliśmy na to zgodę, chociaż mieliśmy w związku z tym bardzo wiele pracy, a żadnej korzyści, bo Żydzi nie mieli przecież zupełnie pieniędzy”.

 

FOTOS