„Pan Donos” to człowiek o setkach korzeni, płci obojga. Latem 1943 dotarł z Helenowa na posterunek w Radzyminie. Niemcy ufali „Panom Donosom” i tym razem również nie omieszkali go posłuchać. „Józef i Józefa Dmochowie zamieszkali w Helenowie ukrywają kilkunastu Żydów” – zanotowali skrupulatnie i pojechali pod wskazany adres. Dmochowie, nic nie przeczuwając, byli akurat w domu. Podobnie Żydzi. Małżonków aresztowali, pochwycili też dwoje Żydów. Pozostałych rozstrzelali. – No, to jeszcze wypadałoby wstąpić po sołtysa – stwierdził jeden z Niemców. – Nieładnie, że władza przyzwalała na taki zbrodniczy proceder – dodał z przekąsem. Wkrótce miało się jednak okazać, że sołtys wyjechał gdzieś był ze wsi i na miejscu był tylko jego zastępca.

– Idź po żonę, pójdziecie z nami – zwrócił się do Jana Kowalskiego Niemiec. – Wytłumaczysz się z tego, coście tu nawyprawiali – burknął. Jak tylko przyjechali na posterunek, rozstrzelali dwójkę Żydów, a Dmochów i Kowalskich osadzili w areszcie. Torturowano ich kilkanaście godzin. Ostatecznie wszystkich skazano na karę śmierci. Przeżyła jednak Ludwika Kowalska, żona Jana – prawdopodobnie dzięki zeznaniom Józefy. Kobieta faktycznie nie miała pojęcia o Żydach i o niesionej im pomocy. Józefa i Józefę Dmochów oraz Jana Kowalskiego rozstrzelano na więziennym podwórzu. Ich ciała wywieziono do lasu pod Radzyminem; zakopano je tam w zbiorowej mogile.