– Chłopcy, a co wy tu robicie? – zapytał Jan Jagiełło, gospodarz z Pawłowa, zdumiony widokiem dwójki żydowskich dzieci włóczących się samotnie po okolicy. Mężczyzna rozglądał się przy tym bacznie, czy aby nikt ich nie obserwuje. Bronek i Janek Cyngiserowie, bracia w wieku ok. 10 lat, byli wyraźnie zziębnięci i głodni. – Tatkę nam zabili, psze pana, jakiś policjant go zastrzelił – wyjaśnił jeden z nich. – A tak w ogóle, psze pana, to uciekliśmy z getta – jeszcze z tatą. Najpierw z Szydłowca, psze pana, a potem z Przysuchy – doprecyzował. – Hm, to wy teraz sieroty jesteście… – zamyślił się Polak. – Chodźcie ze mną – zaproponował. – Zjecie coś, ogrzejecie się, a potem… potem zobaczymy, co dalej – dorzucił. Wiedział, że jeśli chłopców złapią Niemcy, to tym razem dzieciaki na pewno już nie dadzą rady uciec. W domu pani Jagiełłowa troskliwie się braćmi zajęła. Dała im jedzenie, dała czyste ubranie i kazała się umyć. Była jesień 1942 roku. Noce stawały się coraz chłodniejsze. Chłopcy spędzali je w domu Polaków. Tak było do czasu, gdy Niemcy przyszli po Jana. Aresztowali go za pomoc Żydom i 3 czerwca 1943 roku przewieźli do Auschwitz. W 1944 mężczyzna trafił do Dachau, a rok później – do Mauthausen. Tam zmarł 15 kwietnia 1945 roku.
Chłopcy, nie mogąc dłużej korzystać z pomocy Jagiełłów, znaleźli sobie kryjówkę w lesie. Byli jeszcze mali i gdyby nie interwencja innej polskiej rodziny – Walentego i Antoniny Rejczaków – pewnie by nie przeżyli. Początkowo małżonkowie ze wsi Wilcze Doły podrzucali im do lasu jedzenie. Najczęściej przynosiła je córeczka Rejczaków – mała Janka. W razie niebezpieczeństwa dziewczynka przybiegała ich ostrzec. Gdy noce zrobiły się chłodne, Bronek i Janek zaczęli przychodzić do Rejczaków na noc. Po jakimś czasie Bronek został u nich na stałe, a Janek trafił pod opiekę innych gospodarzy. Dzięki temu wsparciu obaj chłopcy dożyli końca wojny i wyjechali do Izraela.