Za okupacji niemieckiej życie rodziny Balawendrów z Zalesia (gm. Oleszyce, pow. lubaczowski) toczyło się właściwie w jednej izbie. Co prawda w projektach dom był większy, ale wojna nie sprzyjała dokończeniu budowy. Za ścianą była druga izba, dość szczególna. Mieściła się tam skrzynia do przewożenia ziemniaków, tzw. gara. Była ona bardzo ważna. I to nie tyle ze względu na same ziemniaki, ile ze względu na… trzech Żydów, nad których głowami stała właśnie owa skrzynia. Ukrywali się oni bowiem w schronie wykopanym pod podłogą. Wejścia do niego strzegła ta z pozoru całkiem zwyczajna gara. Od końca 1943 r. do marca roku następnego Cioma, Flajszer i Dekiel, mężczyźni w wieku 30–35 lat, korzystali z tej kryjówki, wychodząc od czasu do czasu, by pobyć trochę „na powierzchni”. Wtenczas na czatach stawał Tadek – syn Feliksa i Wiktorii (z d. Szpunar), a pani domu wraz z córką, Janiną, przygotowywała dla nich posiłek. Stanisława, najstarszego syna Balawendrów, z nimi nie było – Niemcy wywieźli go na przymusowe roboty do Rzeszy. Nadeszło przedwiośnie ’44, a wraz z nim… gestapo i ukraińska policja. „Przeprowadzili kontrolę, przeszukali zabudowania, ale schronu nie znaleźli. Ktoś im doniósł, jak przypuszczam, że ojciec przechowuje Żydów, i choć schronu nie znaleźli, to ojca aresztowali. Mnie zresztą też” – wspomina Tadeusz. Podczas przesłuchania Feliks powiedział o skrzyni i o schronie. Niemcy wpadli do domu jak burza. Ale w kryjówce nikogo już nie było. Tydzień po tych wydarzeniach aresztowano również Wiktorię. Wszyscy znajdowali się w areszcie w Lubaczowie. Po usilnych prośbach Janiny, która nie radziła sobie sama w gospodarstwie, oraz dzięki wstawiennictwu brata Feliksa – Jana Balawendra, który znał język niemiecki, Tadeusza zwolniono. W obawie przed UPA rodzeństwo uciekło za San. Po jakimś czasie dotarła do nich tragiczna wiadomość: Feliks i Wiktoria, ich rodzice, za pomoc osobom pochodzenia żydowskiego po okrutnych torturach zostali rozstrzelani w Rawie Ruskiej 30 czerwca 1944 roku.