„Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyśli nawet, żeby zarządca mieszkań, z których eksmitowano Żydów, w przynależnym mu lokalu ukrywał Żydów i żeby jeszcze pomagał tym, których z tych mieszkań wyrzucono. No nie…” – bił się z myślami Antoni, zarządca mieszkań po eksmitowanych lokatorach o żydowskich korzeniach. Znał niemiecki, cieszył się zaufaniem okupanta, stąd Niemcy powierzyli mu właśnie tę funkcję na warszawskiej Pradze. I faktycznie długo nie podejrzewali Polaka o działalność podlegającą karze śmierci. Antoni korzystał tymczasem ze swoich uprawnień nie tylko do pełnienia swoich oficjalnych obowiązków. Jak tylko mógł, pomagał ściganym, a w swoim lokalu na Chmielnej ukrywał żydowskie małżeństwo – inżyniera i dentystkę. I ona, i on – choć ukrywani – nie zaprzestali wykonywania swoich profesji. Przychodzili do nich różni ludzie i być może to właśnie w ich gronie znalazł się donosiciel. Któregoś ranka do drzwi zastukało gestapo. Antoniego zastrzelono od razu, gdy otwierał drzwi, zaraz potem niemieccy funkcjonariusze rozprawili się z inżynierem i jego żoną. W mieszkaniu była też – zupełnie przypadkiem – jakaś kobieta w ciąży. Ją Niemcy zamordowali również. Drzwi zaplombowali, a zwłoki wywieźli.

Antoni Jasiński osierocił małego Adasia.